Maroko - relacja z wyprawy
Grudniowy środek miesiąca. Są tanie loty do Maroka na luty. Co zrobić? Kupić! I tak dosłownie w 5 minut byłem posiadaczem biletów do tego pięknego kraju w Afryce.
Zapraszam!
Jak się przygotować do wyjazdu?
Praktycznie w ogóle się nie przygotowywałem. Oczywiście nie było mowy o żadnych szczepionkach, czy innych lekarstwach cudach. Przejrzałem mapę w google, zarysowałem ogólną trasę. Miała ona wyglądać tak: Oujda - Fez - Midelt - Merzouga - Errachidia - Tinghir - Ouarzazate - Marrakech - Atlas Wysoki - Rabat. Jak się okazało doszła później jeszcze Essaouira i Casablanca. Razem około 2 tyś. kilometrów przygody.
Spakowałem szybko plecak zabierając tylko podstawowe rzeczy do ubrania, paczkę tabletek na ból głowy i biegunkę, namiot oraz śpiwór. To miała być póki co super przygoda życia. Jak było? A to poniżej:)
Trasa wyprawy
Spakowałem szybko plecak zabierając tylko podstawowe rzeczy do ubrania, paczkę tabletek na ból głowy i biegunkę, namiot oraz śpiwór. To miała być póki co super przygoda życia. Jak było? A to poniżej:)
Relacja, czyli co tu robić w Maroku
Lot do Oujdy w Maroku dopiero miał się odbyć w poniedziałkowy poranek, a tu już w czwartek wieczorem trzeba było się udać w drogę. Najpierw Polskim Busem do Poznania, a później już prosto autostopem do Hannoveru, gdzie mieliśmy zapewniony nocleg u Ani. Dwa dni w w Hannoverze szybko zleciały i udaliśmy się na lotnisko do Weeze pod granicę z Holandią.
Maroko przywitało nas piękną pogodą. Plus 15 stopni i pierwszy powiew afrykańskiego powietrza. Totalna wolność, czyli to co Włóczykije lubią najbardziej. Mogliśmy iść w prawo, w lewo, prosto, mogliśmy stać w miejscu. Nikt nie mówił co mamy robić, nikt nas nie obserwował, nie kontrolował, nie odmierzał nam czasu, nie poganiał.
Z lotniska szybki stop do centrum Oujdy, w której zjedliśmy jakiś w miarę ciepły posiłek i dalej szybko na wylotówkę na Fez. Słowo o mieście teraz. Jeśli macie wybierać to Fez zdecydowanie bije Marrakesz o głowę. Piękna medyna i o wiele mniej naganiaczy, których w Marrakeszu pełno i najlepiej by chcieli abyś kupił wszystkie ich rzeczy ze stoiska.
Z Fezu udaliśmy się dalej na południe. Autostop w Afryce łapie się bardzo szybko. Na kilkadziesiąt stopów najdłużej czekaliśmy 30 minut.
Hannover
Oujda, Nasze Boćki!!.. niestety Miejscowe:/
Owocowy raj, medyna w Fezie
Bab Bu Dżelud, czyli wrota do innego świata
Dzień w pracy
Jeden z okolicznych parków w Fezie
Bycie w drodze - wspaniałe uczucie
W stronę wylotówki na Azrou
Atlas Średni
Po krótkiej wizycie w Fezie udaliśmy się kilkoma stopami do Merzougi, czyli do najokazalszego ergu w całym Maroku. Po drodze mijaliśmy najpierw góry Atlasu Średniego, by następnie krajobraz zmienił się diametralnie. PUSTYNIA! Najpierw kamienista, aż w końcu ta najprawdziwsza cała z piasku.
Motyw drogi - wolność
Driss wziął nas na stopa w Azrou. Mieliśmy małe problemy, żeby się z nim porozumieć, bo nikt z nas nie znał francuskiego, a Driss po angielsku w ogóle nie mówił. Ale jakoś na migi i naprawdę łamanym francuskim (ograniczającym się do kilku zwrotów) udało nam się miło spędzić czas w aucie, a gdy nasza wspólna podróż miała się zakończyć, Driss dał nam telefon od żony, która zaprosiła nas do domu na kolację i nocleg.
Rodzina Drissa żyje bardzo skromnie. Ich rodzinny dom posiada kilka izb, w tym salon z telewizorem i z piecem, pokój gościnny z wygodnymi kanapami, podwórko oraz łazienkę na zewnątrz.
Po wspaniałym wieczorze i poranku z rodziną Drissa udaliśmy się dalej stopem na południe. Po drodze krajobraz stawał się coraz bardziej surowy. Mnóstwo Słońca i piachu... Sahara coraz bliżej.
Oaza - zielona wyspa
Jak wygląda pustynia? Najbardziej turystyczny jest Erg Chebbi. To ogromna góra piachu, która robi naprawdę ogromne wrażenie i warto tam się wybrać. Można wykupić sobie już wycieczkę w Fezie lub w Marrakeszu. My oczywiście chcieliśmy sami wszystko zorganizować bez żadnych biur, naganiaczy, oferujących najlepszą cenę.
W Merzoudze (główna baza wypadowa na pustynię) jest mnóstwo hotelików. Ostatecznie sami na jedną noc wylądowaliśmy w jednym z nich, kiedy to w Erfoudzie spotkaliśmy grupę Polaków w barze, którzy również wybierali się na pustynię. Zostaliśmy tam zaczepieni przez Miejscowego, który zaproponował nam hotel, wielbłądy i wyżywienie. Cena po utargowaniu to 300 dirhamów, drogo. A plan był taki. Wieczorem bębny i wieczór przy muzyce i oczywiście z berber whisky. Rano o 6 pobudka. Bierzemy wielbłądy i jedziemy w głąb pustyni. Tam podziwiamy wschód Słońca (naprawdę piękny widok), jemy śniadanko w hoteliku i dalej w drogę. Co do pobytu na pustyni, to następnym razem na pewno daruję sobie wielbłądy. Raz się przejechałem i wystarczy. Jak dla mnie jest to wszystko zrobione dla turystów, że po prostu źle się czułem, gdy byłem uczestnikiem tego pustynnego cyrku. Sama pustynia genialna, otoczka to wielka porażka.
Reklamy na pustyni
Nowy dzień
Opuszczamy pustynię. Szybko łapiemy stopa i jedziemy dalej. Zatrzymuje się para Rosjan (Natalia i jak nie kto inny, jak sam... Władimir Putin) razem z dwójką sympatycznych Marokańczyków. Rosjanie poznali ich przez Couchsurfing i razem tak sobie podróżują.
Targ w Ar - Risani
Szybko zaprzyjaźniliśmy się z nowym towarzystwem. Jak się później okazało razem podróżowaliśmy przez 3 dni. Najpierw odwiedziliśmy z nimi maleńkie miasto Ar - Risani, gdzie szybko zaopatrzyliśmy się w kupę warzyw i mięsa, by wieczorem wspólnie przyrządzić Tadżin, czyli marokański przysmak numer jeden.
Nasi Przyjaciele
Po prawej Władimir Putin
Następnie zmierzaliśmy w kierunku Ourzazate, zahaczając po drodze o piękny cud natury jakim jest z pewnością wąwóz Todra.
W drodze do Ourzazate
kolejna wioska...
Wąwóz Todra
Ogromna przestrzeń
Kasba w Ourzazate - główna atrakcja miasta
Z kabiny - droga do Marrakeszu
Przed podróżą koniecznie chciałem zobaczyć w Maroku pustynię, góry i ocean. Pustynia już była, także teraz pora na góry. Atlas Wysoki, bo tak nazywa się ten łańcuch gór, pokonaliśmy z przesympatycznym kierowcą ciężarówki, który tak się zmartwił, że nie może nas zawieźć do samego Marrakeszu, bo 20 km przed miastem odbijał w inną drogę, że wręczył nam kasę na busa. Po raz kolejny zostaliśmy obdarowani wielką życzliwością ludzi.
Plac Dżamaa al Fina
Rozrywka za 5 Dh
Marrakesz - najbardziej turystyczne miasto w całym Maroku. Pełno turystów, a jak wiadomo turyści to łatwy sposób na zarobek dla miejscowych, dlatego wszędzie jest się atakowanym przez handlarzy oraz naganiaczy. Do tego dużo tandety, przez co miasto traci swój urok. Jak dla mnie jeden dzień to wystarczająco na Marrakesz. Szkoda czasu. Są inne, ciekawsze miejsca. Ruszamy dalej, w góry!
Asni
Rodzinka, Martyna oraz Niemcy i ja:)
Góry nas zachwyciły. Początkowo nawet chcieliśmy spędzić tam więcej czasu włócząc się po szlakach, ale zdecydowaliśmy, że przed odlotem do Europy, wyskoczymy jeszcze nad Ocean. Kierunek - Essaouira!!
Swoje trzeba przejść
Po drodze ponownie jeszcze odwiedziliśmy Marrakesz, gdzie na noc zatrzymaliśmy się w tym samym hoteliku co parę dni wcześniej. Tym razem jednak udało nam się zniżyć cenę do 50 dh za osobę. Atmosfera w hoteliku bardzo dobra, ale osobiście najdłużej zapamiętamy Pana z recepcji. Fantastyczny człowiek.
Noc minęła jak zawsze ekspresowo. Szybko udaliśmy się miejskim busem na wylotówkę i zaczęliśmy łapać stopa nad Ocean.
Jaka jest Essaouira? Piękna, spokojna, na pewno warta odwiedzenia. Tu nie ma tylu turystów co w Marrakeszu, ale i tak widzieliśmy wiele wycieczek zorganizowanych, głównie emerytów z bogatej Europy. O ile wcześniej spaliśmy zawsze pod dachem (hoteliki, u rodzin), tym razem rozłożyliśmy się na plaży, która jest tam po prostu fantastyczna. W miarę czysta, ale przede wszystkim ogromna, piaszczysta z pięknymi wydmami. Niby w mieście, ale bardzo dzika. Wystarczyło odejść z 1-2 km i można było już w spokoju, z żabami, mewami i innym ptactwem i szumem wielkich fal, zasnąć, by nad ranem obudzić się i zacząć żyć.
Mandarynki za 5 dh
Samolot do Belgii mieliśmy z Rabatu. Pomału trzeba było się kierować na lotnisko. Jeżdżąc stopem zawsze trzeba brać zapas czasowy, bo różne rzeczy mogą się przydarzyć, a jakoś nie specjalnie chcieliśmy spóźnić się na samolot.
Kilka stopów, oczywiście z fantastycznymi ludźmi i jesteśmy w Casablance. Miasto bardzo nowoczesne, niczym nie przypominające Fezu, Marrakeszu i innych mieścin w Maroku. Dużo bogactwa, ludzie ubrani w najlepsze ciuchy, nowoczesne tramwaje, samochody. Jak najbardziej na plus. Oczywiście chcieliśmy omijać Casablankę szerokim łukiem, bo bardziej przypomina Europę niż prawdziwą Afrykę, ale los chciał inaczej i zostaliśmy zaproszeni na obiad właśnie tam:)
Dworzec w Casablance
Z Casablanki podjechaliśmy pociągiem do Rabatu (cena 35 dirhamów). Tam zakwaterowaliśmy się w tanim hoteliku w medynie. Co ciekawe większość nie posiadała pryszniców nawet na korytarzu, więc musieliśmy troszkę się naszukać, bo jedyną rzeczą o której marzyliśmy wtedy był własnie gorący prysznic.
Owocowe szaleństwo za grosze
Rabat
Kasba al-Udaja w Rabacie
Podobnie jak w Essaouirze, króluję tutaj połączenie bieli i niebieskiego. Sama Kasba jest bardzo urokliwa i na pewno warta odwiedzenia. W wewnątrz czeka na nas labirynt wąskich, klimatycznych uliczek, gdzie łatwo możemy się zgubić, by następnie znaleźć się na tarasie widokowym i podziwiać ujście rzeki Bou Regreg do Oceanu Atlantyckiego.
Z Rabatu mieliśmy lot do Brukseli Charleroi. Następnie stopem dojechaliśmy już do Polski, a dokładnie do Poznania, gdzie ja przesiadłem się na pociąg do Gdyni, a moja Towarzyszka podróży do Zbąszynka.
Informacje dla Włóczykijów:
Miejsca, które zdecydowanie warto odwiedzić: Góry Atlas, Erg Chebbi, Essaouira, Fes.
Unikać: Marrakesz.
Gdzie spać: tanie hoteliki w medynach miast (50-60 dh za osobę, dwójka), namiot (spaliśmy tylko dwa razy - plaża oraz pustostan przy drodze, ale nie było żadnych niespodzianek, typu otwieranie namiotu, pukanie, kradzież itp).
Gdzie jeść: na ulicy, czyli tam, gdzie miejscowi. Tanio, smacznie. Nie było żadnych problemów żołądkowych.
Jakie wydatki?: Osobiście wydałem w Maroku 150 euro (13 dni). Na pewno dałoby radę zejść troszkę niżej, ale człowiek uczy się na błędach i wiem, że za drogo zapłaciłem między innymi za kurczaka z frytkami oraz jakąś sałatką, banany i kremik z olejkiem arganowym. Dużym wydatkiem była także pustynia.
Transport w Maroku: Jeździliśmy głównie autostopem (ponad 2000 km), który w Maroku działa rewelacyjnie. Raz jechaliśmy grand taxi (standard to zazwyczaj 6 pasażerów w aucie, także ciasno i jeszcze trzeba płacić za taki komfort podróżowania) i pociągiem (czyste, nowoczesne, bezpieczne). Ceny kolei porównywalne do polskich.
Transport w Maroku: Jeździliśmy głównie autostopem (ponad 2000 km), który w Maroku działa rewelacyjnie. Raz jechaliśmy grand taxi (standard to zazwyczaj 6 pasażerów w aucie, także ciasno i jeszcze trzeba płacić za taki komfort podróżowania) i pociągiem (czyste, nowoczesne, bezpieczne). Ceny kolei porównywalne do polskich.
"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałować tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj." Mark Twain
No to w drogę!
Sosen
Az chce sie zyc po przeczytaniu waszej wyprawy! :)
OdpowiedzUsuńnajbardziej usmialam sie z reklam na pustyni;D
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWyprawa naprawdę imponująca, podziwiam za energię. Maroko jest podobne do Indonezji jeśli mowa o tych straganach z owocami i warzywami.
OdpowiedzUsuń